By wyrwać się z przedświątecznej bieganiny, nasze ognisko wybrało się na wyczekiwany wyjazd do Sopotni. Rzeczywiście, zmiana środowiska pozwoliła nam poczuć się zupełnie inaczej, w dużej mierze dzięki pogodzie: w Beskidzie Żywieckim zastaliśmy wiosnę. Najbliższe pięć dni zapowiadały się fantastycznie.
Pożywne śniadanie to podstawa. W kuchni pana Marka i pani Zosi, wszystkie posiłki były pyszne i to dzięki nim mieliśmy siłę na codzienne wyzwania - a tych nie brakowało. Oprócz zajęć socjo z Agatą, Marcinem i psem-celebrytą - Diuną - wyruszyliśmy na spacer w poszukiwaniu śniegu. Upragniony biały puch odnaleźliśmy dopiero na górze Rysiance, na którą wybraliśmy się z przewodnikiem górskim panem Robertem Słomką. Śnieżne szaleństwa przyniosły nam niezapomniane chwile: zjeżdżanie na jabłuszkach, turlanie z górki, bitwa na śnieżki - taka okazja przed Nowym Rokiem mogła się już nie powtórzyć.
W sobotni wieczór nie mogło obejść się bez dyskoteki. Muzykę (na szczęście tym razem współczesną) i oświetlenie stroboskopowe zapewnił niezastąpiony DJ Seweryn. Wielką przygodą była także wieczorna wyprawa z latarkami czołówkami i psiakiem Diuną. Był to prawdziwy sprawdzian dla naszej kondycji i opanowania - ciemno wszędzie, głucho wszędzie - co to dla nas, było fantastycznie. W galerii obok artykułu możecie zobaczyć pamiątkę z tej wyprawy: napis "okęcie", namalowany światłem z latarek.
Ostatni wieczór uczciliśmy pokazem zdjęć z całego wyjazdu, a było co wspominać.. Wyjazd do Sopotni stał się doskonałą okazją do wspólnej integracji i czasu dla siebie nawzajem. Nie możemy doczekać się następnego razu!